Jak założyłem moje akwarium morskie

Dawno temu gdy zaczynałem moją przygodę z akwarystyką standardowym wyposażeniem zbiornika była pompka wykonana z transformatora dzwonkowego, filtr nią napędzany z gąbką i kamień rozpylający pompowane powietrze, a wodę ogrzewano tzw. grzałkami solnymi, miałem okazję zwiedzić oceanarium w Gdyni. Kolekcja akwariów i organizmów w nich zgromadzonych wywarła na mnie ogromne wrażenie.

Powoli rozwijałem moje hobby, poznawałem coraz to nowe gatunki ryb i roślin, nabierałem doświadczenia w hodowli coraz trudniejszych gatunków słodkowodnych.

Kilka lat temu popełniłem nawet niniejszą stronę umieszczając ją początkowo na serwerze Polboxu, prawdę pisząc głównie po to, by nauczyć się tworzenia tego typu dokumentów. W tych historycznych już czasach dochodziły do mnie wiadomości o możliwości założenia i utrzymania w warunkach domowych akwarium morskiego. Oczywiście konfrontacja z rzeczywistością była druzgocząca, gdyż okazywało się, że sól trzeba spreparować samemu, a jedynym powszechnie dostępnym składnikiem jest NaCl, po ryby trzeba jechać za granicę, a z kolei uzyskanie paszportu nie było ani tanie, ani proste. A najlepszym i najprostszym sposobem na podróżowanie po świecie było zostanie marynarzem, co niestety dosyć mocno utrudniało utrzymywanie akwarium w domu. Z drugiej zaś strony słyszałem i czytałem o zapaleńcach, którzy mieli na statku kajuty pełne wody i ryb. Mimo potencjalnie kuszącej możliwości zostania marynarzem jakoś nie nawigowałem w tym kierunku.

Minęły lata, wszystkie potrzebne składniki, oprócz literatury i dostatecznej ilości gotówki stały się dostępne na rynku, akwarium morskie znowu zaczęło kusić swą egzotyką ale już nie było ani takie niedostępne ani takie absorbujące. 

W październiku 2003 nadarzyła się okazja do podjęcia próby założenia i utrzymania zbiornika morskiego. Koleżanka szukała domu dla swoich Monodactylus argenteus i Monodactylus sebae. Daliśmy ogłoszenie na grupach dyskusyjnych, które pozostało bez odzewu więc nie pozostało mi nic innego jak przyjąć ryby do swojego zbiornika. I tak zacząłem zwiększać stopniowo zasolenie zbiornika, aż doszedlem ku uciesze srebrzyc do zasolenia stosowanego w akwarium morskim.  Monodactylusy żyły i rosły, aż okazało się, że zbiornik jest już dla nich za mały. Co było robić, podrośnięte rybki zapakowałem w wiaderka i po uprzednim uzgodnieniu zawiozłem do oceanarium w Gdyni. Teraz moge je odwiedzać, ale które są ode mnie nie wiem, wtopiły się w tłum. W tak zwanym między czasie w akwarium "pojawiły się" grzybowieńce podarowane mi przez znajomych.  Grzybowieńce są z reguły stosunkowo odporne na błędy początkującego akwarysty morskiego ale nie są odporne na szarpanie ich przez niektóre ryby. 

Po eksmisji srebrzyc w moim akwarium pojawiła się żywa skała, a zaraz potem osiadłe bezkręgowce i masa drobiazgu przywleczonego ze skałą. Od kolegi dostałem kilka grzybowieńców i jakieś miękkie koralowce. Niektóre z nich żyją do dzisiaj. Kolega wyjechał za chlebem do Wielkije Brytanii a ja dostałem w spadku garbika i parę Haliocheres hrysus. Niestety te ostatnie wyskoczyły z mojego akwarium przez szczeliny w pokrywie i zginęły. 

Pojawiła się parka małych Amphiprion clarkii, miałem obawy o ich bezpieczeństwo w moim akwarium, ale maluchy bardzo szybko się zaadoptowały do nowego zbiornika i przejęły nad nim pełnię władzy.

Zbiornik w międzyczasie zmieniał swoją pojemność, ale generalnie jest to niewielkie akwarium, które urosło od zbiornika 60 l do 100 l akwarium z 45 l zbiornikiem techniczmym, w którym umieściłem odpieniacz, troszkę żywej skały i makroglony jako filtr glonowy. Więcej o aktualnej konfiguracji zbiornika znajdziesz tu.

Aktualne zdjęcie mojego akwarium: